sobota, 27 lutego 2016

Tenth chapter ~ You're perfect.. to me, part one ~

!!! ROZDZIAŁ NIE BYŁ SPRAWDZANY !!!

~~*Kilka lat później*~~

Kolorowe światełka na bożonarodzeniowym drzewku błyszczą wesoło, jakby chciały zachęcić wszystkich do życia w tę szczególną noc. Tupot małych bucików odbija się echem po domu, tworząc najpiękniejszą nutę na świecie, łącząc się z melodią "Jingle Bells", płynącą z włączonego telewizora.
Mężczyzna o kasztanowych włosach i kobieta z blond lokami, obecnie upiętymi z boku głowy w kok, siedzą blisko siebie na kanapie, oglądając wieczorne wiadomości.
- Wesołych Świąt, życzy Marie Miller i telewizja "Fox LA". - kobieta w czerwonej sukience wstaje od biurka i ekran telewizora zasypują choinki i bałwanki na żółtym tle oraz napis "Merry Christmas. We're coming back soon".
Dwójka małych dzieci przebiega obok choinki. Zatrzymują się na chwilę, aby porobić głupie miny do swoich odbić w bańkach, a potem znów biegną przez dom. Kobieta uśmiecha się ciepło do mężczyzny, a ten składa na jej ustach czuły pocałunek. Patrzy jej w oczy, a jego wargi układają się w dwa najpiękniejsze słowa na świecie: "Kocham cię".

~~*Kimberly*~~

Nazywam się Kimberly Brewer, owszem, dumnie noszę to nazwisko. Mieszkam w Los Angeles, mam wspaniałego męża i dwójkę dzieci. Czego trzeba więcej do szczęścia?
- Też cię kocham, Jack. - odpowiadam. - Najbardziej na świecie.
Chloe i Kendall znów pojawiają się w salonie, wskakują na kanapę i zaczynają krzyczeć na cały głos. Patrzę na Jack'a z rozbawianiem, odpowiada szerokim uśmiechem. Jak tu go nie kochać? Chloe i Kendall mają trzy latka, są bliźniakami. Chloe ma włosy w kolorze ciemnego blondu i czekoladowe oczy, a Kendall jest szatynem z orzechowymi oczami.
Słyszę dzwonek do drzwi, razem z Jack'iem wstajemy, aby je otworzyć. Za progiem stoi Sam z wielkim czerwonym prezentem, a zaraz obok niego widzimy Michael'a z Nelsey - jego dziewczyną. W końcu pozbierał się po śmierci Britanny, i od trzech miesięcy ma dziewczynę. Mam nadzieję, że są szczęśliwi.
Wpuszczam ich do środka, przytulam każdego z osobna, a chwilę potem bliźniaki atakują Sama'a. Bardzo go lubią, nazywają "wujkiem" i, cóż.. zawsze, gdy przychodzi, przynosi prezenty. Dlatego nasz dom wprost tonie z zabawkach, pluszakach i grach na Wii. Za to ostatnie akurat jestem mu wdzięczna.
Nelsey rozgląda się po domu, zatrzymując wzrok na choince, kominku i nożu, zawieszonym na ścianie.
- Pamiątka z poprzedniego życia. - mówię chórem z Jack'iem, Michael'em i Sam'em.
Dziewczyna Dooley'a robi jednak tylko wielkie oczy i kiwa głową na znak, że nie musimy więcej mówić.
Nie lubimy rozmawiać o tym, co działo się kiedyś. Moje dzieci nigdy się nie dowiedzą, dlaczego ten nóż wisi na ścianie. Gdy pytają, jak umarła Britanny, mówię, że wypadła z okna. Przez to nie wychylają się z tych w naszym domu. Michael też nigdy nie powiedział Nelsey całej prawdy. Nie wspominał jej nigdy o Bazie, o wojnie, o Britanny. Wie tyle, ile powinna. Tyle, ile wiedzą wszyscy inni.

Gdy na niebie jaśnieje pierwsza Gwiazdka wszyscy siadamy do stołu. Sam sypie żartami, widać, że bycie singlem wcale mu nie przeszkadza. I dobrze. Jakoś wolę go samotnego. Wtedy wiem, że gdy Jack'a nie ma w domu, a Michael wyjechał z Nelsey, mogę z nim porozmawiać jak brat z siostrą. I chyba tak właśnie całe życie go traktowałam. Jak starszego brata.
Kendall i Chloe spoglądają tęsknie w stronę choinki, ale gdy mój mąż (wprost kocham ten termin!) kręci głową na boki i pouczająco kiwa palcem, uspokajają się i siedzą spokojnie już do końca Wigilijnej kolacji.
Oczywiście nie wszystko jest idealne. Na białym obrusie powstała wielka plama z sosu pieczarkowego, blacha z pierniczkami uległa lekkiej deformacji, a ubrania bliźniaków kwalifikują do gruntownego namaczania w odplamiaczu i natychmiastowego prania. Ale tak ma właśnie być. Nieidealnie.
Po dwóch godzinach siedzenia przy stole i rozmawianiu o kryzysie finansowym w Chinach pozwalam w końcu dzieciom zajrzeć do swoich paczek. Biegną uradowane, ale pod choinką stają jak wykute z marmuru, bo przecież nie umieją czytać.
Mówię im więc, że żółty prezent jest dla Chloe, a zielony dla Kendall'a.
- Skąd wiesz, mamo? - pyta Kendall, wyciągając spod choinki zielone pudło. - Przecież to Mikołaj przyniósł prezenty.
- Rozmawiałam z Mikołajem. - tłumaczę bliźniakom z uśmiechem na ustach. - Powiedział mi, że jak w tym roku też będziecie rozrzucać zabawki po całym domu, to nie dostaniecie prezentów.
Szybki i łatwy sposób na zmuszenie trzylatków do sprzątania.
Uśmiecham się w stronę Jack'a, a on splata nasze palce pod stołem. Nigdy nie sądziłam, że zostanę żoną kogoś, kogo rzekomo nienawidziłam. A może tylko to sobie wmawiałam?
Kiedy Chloe po raz dziesiąty przybiega i pokazuje mi kolejną zabawkę, którą wyjęła z pudełka, rzucam Sam'owi przez stół spojrzenie w stylu "Oszalałeś?" Ale on tylko uśmiecha się i mówi:
- Być może. - i wtedy ja także się śmieję.

Grubo po jedenastej Jack, Sam i Nelsey podejmują się położenia bliźniaków spać. Powodzenia. Patrzę na swoje czarne botki i zastanawiam się, czy aby na pewno pasują do tej wiśniowej sukienki. Nieważne! Ma być nieidealnie.
Ubieram płaszcz i wychodzę przed dom. Śnieg zasypał dosłownie wszystko wokół. Jutro bliźniaki będą się domagać wyjścia na dwór od samego rana, a gdy Jack już z nimi wyjdzie, rzucą się w górę śniegu odgarniętą z podjazdu i wrócą do domu jako dwa bałwanki.
Przysiadam się na ławce obok Michael'a. Przez dłuższą chwilę milczymy. Wpatruję się w rozgwieżdżone Niebo i zastanawiam, który z tych błyszczących punktów to Britanny.
- Myślisz.. - zaczyna Dooley.
- Myślę, że ona chce teraz, abyś był szczęśliwy. - chwytam jego dłonie w swoje. Są zupełnie zimne. - Uwierz mi, ona chce twojego szczęścia. Na pewno chce. Jak my wszyscy. Po prostu TY musisz to zrozumieć, i być w pełni szczęśliwy z Nelsey.
Patrzy się na mnie, a ja na niego i wiem, że analizuje moje słowa.
- Dziękuję, dobra z ciebie przyjaciółka. - przytula mnie, a ja jego. - Musiałem to od kogoś usłyszeć.
- Wiem. - uśmiecham się. - A teraz chodź do domu. Jesteś zupełnie zimny i zbliża się północ.
Gdy tylko wchodzimy do domu Jack porywa mnie w ramiona i kręci się dookoła. Mimowolnie zaczynam się śmiać, chwytam go za szyję, a gdy już mnie stawia - szybko całuję. Jest moim całym światem. Nawet jeśli gwiazdy mówią inaczej.
- Zniknęłaś. - mówi, patrząc mi prosto w oczy.
- Martwiłeś się?
- Bardzo. - na jego twarzy widnieje niezachwiana powaga, ale nawet bez tego wiem, że mówi prawdę. - Gdzie byłaś?
- Wyszłam się przewietrzyć. - przytula mnie do siebie.
- Zrozumiał? - jego cichy szept dociera do moich uszu.
- Zrozumiał. - wyznaję.

~~*~~

Około trzeciej nad ranem budzę się i spoglądam za okno. Jedna z gwiazd na chwilę zabłyszczała jaśniej. Britanny. Wiem, że tam jest, czuwa nad nami i jest szczęśliwa, że nasze życie tak się ułożyło.
Mam na sobie długie dresowe spodnie i krótką bluzkę na ramiączkach. Te dwie rzeczy są z dwóch zupełnie różnych światów. Jedna wygrzebana z dna szafy, druga kupiona niedawno. Lato i zima w jednym. I dobrze, ma być nieidealnie.
- Przyznaj się, - słyszę rozespany głos mojego męża tuż obok ucha - myślisz o tym, jak to wszystko jest nieidealne, a przez to perfekcyjne?
Odwracam się w drugą stronę. Niemal od razu tonę w jego silnych, opiekuńczych ramionach. Wtulam twarz w jego obojczyk i odpowiadam:
- Tak, tak właśnie myślałam.
Przez chwilę milczymy, napawamy się wzajemnie swoim towarzystwem. Minęło już kilka lat, a ja wciąż nie mogę sobie wyobrazić, co by było, gdybym nie miała Jack'a koło siebie.
- Jesteś mój.. - mówię cicho, jakby chcąc o tym zapewnić samą siebie.
- A ty moja, na zawsze. - odpowiada szatyn, całując mnie w głowę. - Nigdy o tym nie zapominaj.
- Obiecuję. - i tak już zasypiam.

Czasem próbuję sobie wyobrazić, jakby wyglądało moje życie, gdybym nie była z Jack'iem. Czy byłabym tak samo szczęśliwa? czy byłabym choć trochę szczęśliwa? Czy miałabym dom, dzieci, pracę? Może stałabym się choleryczką, która mieszka z kotami i całymi dniami ogląda program o dzierganiu, a rano wrzeszczy na sąsiada, żeby założył spodnie, gdy wychodzi kosić trawnik?
Nie chcę wiedzieć, co by było. Ważne jest to, co jest teraz. Nic więcej się nie liczy.


Od autorki: Jedyne, co mogę powiedzieć na ten moment, to: ociągałam się z dodaniem tego rozdziału głównie dlatego, że nie wiem, kto miałby go przeczytać. No ale, cóż, w końcu jest. Mamy na razie pierwszą z, bodajże, trzech części ostatniego rozdziału + będzie jeszcze krótki epilog (tak, po angielsku. w trochę innej formie, ale jednak.)
Mam nadzieję, że to, co na razie dodałam jest spoko i da się to znieść, bo ten rozdział początkowo miał być krótkim i zwięzłym epilogiem, który pisałam 1,5 roku temu, ale wyszło troszkę inaczej.
Do następnego!
 ~ Julie S.

1 komentarz:

  1. Dzięki tym opisom bardzo łatwo było mi wyobrazić sobie całą sytuację mimo tego, że nie przeczytałam reszty - w najbliższym czasie postaram się to naprawić. Z całą pewnością będzie to dla mnie niezwykła przyjemność, bo masz niezwykle lekkie pióro. Pisz dalej, świetnie ci idzie x

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są rzeczą bardzo inspirującą do dalszej pracy. Więc skoro tu już wszedłeś/weszłaś, to byłabym wdzięczna za choć jeden, krótki komentarz. I pamiętajcie:
~ Życie bez pasji zabija. ~