czwartek, 2 lipca 2015

Seventh chapter ~ No one's here to sleep ~

"Trzy nigdy nie nadejdzie."

                Tej nocy Kimberly nie mogła spać spokojnie.
                Przede wszystkim dlatego, że gdzieś tam, w lesie, leży ciało jej najlepszej przyjaciółki, pozbawione życia, zimne, martwe.. a w nim maleńkie życie, które nigdy nie będzie miało okazji zobaczenia świata. Nigdy nie pozna swojej mamy, nigdy nie pozna taty, nie nauczy się chodzić i mówić. Nigdy się nie narodzi.
~*~
                - Nie możemy tego zrobić! – zaprotestowała kobieta stanowczo. – To tylko małe dziecko, moja mała córeczka! Nie zgadzam się.
- Nie musisz – odparł siwowłosy mężczyzna. – to ja tutaj podejmuje decyzje i jeśli mówię, że ją oddajemy to tak będzie. Zrozumiałaś?!
                Zapadła niesamowicie niezręczna cisza, wręcz przesycona napięciem. Oczy blondwłosej kobiety zeszkliły się, a kiedy zerknęła przez ramię do kołyski – z trudem powstrzymywała szloch. Patrzyła na mężczyznę prawdopodobnie najsmutniejszymi oczami pod Słońcem, jednak on pozostawał nieugięty.
                Stał z rękami założonymi na piersi, dumny ze swojego postanowienia i ani myślał zmienić zdanie. Nie spuszczał wzroku z żony, nie uciekał spojrzeniem, jakby to wszystko doskonale zapanował.
                Mała blondynka w kołysce zaśmiała się, niczego nieświadoma i wskazała na deszcz za oknem, który właśnie zaczął padać.
- Tam! – zaśmiała się.
                Wtedy jeszcze nie wiedziała.
~*~
                Jack obrócił się na ubitej ziemi, z zaskoczeniem napotykając coś twardego obok siebie. Zdumiony otworzył oczy i zobaczył Kimberly, przytuloną do jego ramienia. Zgarnął jej włosy z twarzy, a wtedy zauważył, że wcale nie spała. Nie potrafiła.
- Co tu robisz? – spytał szeptem, głaszcząc jej policzek.
- Chciałam być.. Potrzebowałam kogoś.. Potrzebowałam ciebie. Potrzebuję ciebie. – uniosła się lekko, a potem opadła na tors szatyna.
                Jego ręce błyskawicznie oplotły jej talię, przytulając mocno. Nie mógł powiedzieć, że wie, jak ona się teraz czuje. Nie stracił najlepszego przyjaciela, nikogo nie stracił. Britanny była dla niego znajomą, ale nigdy się nawet zbytnio nie lubili.
                Crawford natomiast nie mogła spać, tęskniła za Mason, była rozbita na milion małych kawałeczków. Niczym konstrukcja z patyczków – jeden nieostrożny ruch i się rozsypuje. Tak teraz było z nią. Jedno słowo za dużo i Kimberly mogła się zupełnie rozsypać.
                Brewer poczuł, że ciałem blondynki wstrząsa lekki szloch, więc przytulił ją jeszcze mocniej. Starał się usiąść, a gdy mu się to udało – wziął dziewczynę na kolana i zaczął tulić jak małe dziecko, kołysząc  się do przodu i do tyłu.
- Shh, spokojnie. . Wszystko będzie dobrze.. – wyszeptał jej do ucha, całując policzek. – Już nie płacz, Kim. Kim, Kim, Kimmy.. – im dłużej powtarzał jej imię, tym bardziej ona się uspakajała. – Kimmy, wszystko będzie dobrze. Okay? Jestem tu, nikt cię już nie skrzywdzi. Kocham cię.
                Przestał słyszeć jej szloch. Teraz to był tylko spokojny, miarowy oddech, rozbrzmiewający w powietrzu.
                Okrywając ich oboje kocem, ułożył się na ziemi, aby potem położyć ją na swoim ramieniu i dalej mocno tulić. Kątem oka zauważył, że Michaela nie ma w obozowisku. Nie dziwił się temu – Britanny była również jego częścią. Bardzo dużą częścią.

~*~
                - Kwiaty.
- Nie mamy kwiatów. A Sam na pewno wszystko widział i niedługo przyśle kogoś, żeby zabrał jej ciało do Bazy.
- Ten tchórz? Ten cholerny tchórz, który wysłał innych ludzi, aby zabijali i umierali, ale sam nie poczuł się, aby z nami polecieć? On kogoś przyśle? Nie zaryzykuje tak bardzo, poczeka do końca. Z resztą jesteś takim samym tchórzem, jak i on!
- Robiłem co w mojej mocy, żeby ją ochronić! – przeczesał palcami włosy. – Żeby chronić nas wszystkich.
                Blondynka stanęła jak wryta, z rękami założonymi a piersi.
- Nie prawda! – krzyknęła, przestraszając tym Jacka, który stał na uboczu i starał się nie mieszać. – Nie chroniłeś nas, chroniłeś TYLKO ją! Ale nawet tego nie udało ci się zrobić! Skoro już nas miałeś w dupie, to mogłeś przynajmniej ją ochraniać 24 godziny, nie odstępować jej na krok. Ale nie! Bo przy okazji musiałeś pokazać, jak to wspaniałym wojownikiem jesteś, że dasz radę robić to wszystko na raz! Ratować świat i chronić osobę, której zrobiłeś dziecko! A teraz będziesz się użalał, jaki to jesteś biedny, bo ją straciłeś. Ale wiesz co? Nie tylko ty ją straciłeś, wszyscy ją straciliśmy. I to wszystko.. to.. twoja.. wina!!!
                Łzy zasłoniły Kimberly pole widzenia, jednak zerwała się szybko i pobiegła przed siebie, w tylko sobie znanym kierunku. Michael obrócił się w drugą stronę i powolnym, ale konkretnym krokiem, ruszył przed siebie.
                Jack został sam, rozdarty między osobą, którą kocha, a najlepszym przyjacielem. Wybór powinien być oczywisty. I był.
- Kim, proszę nie rób nic głupiego. – powiedział do siebie, zanim jeszcze ruszył na poszukiwania. – Proszę.
~*~
                - Kim!
                Podbiegł do blondynki stojącej nad urwiskiem i chwycił jej nadgarstek, jednak ona syknęła i wyrwała się. Spojrzał na swoją rękę, zauważając na niej ślady krwi. Cudzej krwi.
                Jeszcze raz, delikatnie, chwycił ją za rękę, po czym obrócił ją i uważnie się jej przyjrzał.
- Kimmy.. – jego oczy zeszkliły się. – Nie rób tego..
- Nie ma już nadziei. – odparła, nie odrywając wzroku od księżyca.
- Zawsze jest nadzieja. Nie możesz tego zrobić, nie pozwolę ci.
- Nie ma już nadziei. – powtórzyła. – Nie dla mnie.
- Kim, to że ona umarła nie znaczy, że ty też musisz. To nie twoja wina. Zostań ze mną, proszę.
- Lepiej będzie dla wszystkich, gdy odejdę. Pozwól mi to zrobić, Jack. – po raz pierwszy zerknęła na niego. – Nie mogę tu zostać, nie potrafię. Ranię zbyt wielu ludzi.
- Kimmy, nie możesz tego zrobić. Kocham cię, nikogo nie ranisz. Jeśli umrzesz to tak, jakbym stracił serce, Kim..
                Zaśmiała się gorzko, patrząc na niego.
- Całe życie się nienawidziliśmy. Cały ten czas raniliśmy siebie nawzajem. Zraniłam cię wtedy zbyt wiele razy, zraniłam zbyt wiele osób, na zbyt wiele różnych sposobów.
- Kim.. – pojedyncza łza spłynęła po jego policzku. – Jeśli.. jeśli naprawdę chcesz to zrobić.. Będziesz mnie musiała zabrać ze sobą.
                Splótł ich palce mocno, stając obok Crawford na skraju urwiska.
- Na trzy? – spytała dziewczyna. On tylko potrząsnął głową. – Raz.. dwa..
                Pociągnął ją mocno za rękę w swoją stronę, szybko przytulając drugą ręką i odsuwając ich od krawędzi na bezpieczną odległość.
- Trzy nigdy nie nadejdzie. – szepnął jej do ucha.

 Od autorki: Rozdział dość smutny, jak widzicie. Troszkę później, niż było obiecane, ale dopiero dziś się z nim wyrobiłam. PROSZĘ O WASZE SZCZERZE OPINIE W KOMENTARZACH!!!i
Koniec żywcem ściągnięty z Teen Wolf, odcinka 6 sezonu 3A, czyli Najlepszego Odcinka W Całej Historii Jak Dotychczas. Mimo to, mam nadzieję, że całokształt się podoba.

Miłych wakacji, Julia O'Brien.

3 komentarze:

  1. Teen Wolf ! <3
    Super rozdział.. jeju szkoda mi Kim. Ale nie tylko jej. Boże, przecież... co zrobiło to dziecko? Co zrobiła Britney? To cholernie niesprawiedliwe.
    JACK♥♥
    Czekam na nn :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozwalasz tym rozdziałem kochana ! Tak samo jako ostatnim !
    Brithany.. Jej śmierci w życiu bym się nie spodziewała, nie mówiąc już nawet o tym co pozwoliła nam ona poznać. Naprawdę przywiązałam się do 4 naszych bohaterów i utrata choćby jednego jest naprawdę trudna. ( Chociaż chyba powinnam powiedzieć 5 ) ... To biedne dziecko :(
    Współczuje Kim i po części rozumiem jej słowa, jednak mimo wszystko... biedny Michael. Nie ważne w jakich relacjach był z B. Fakt, że utracił 2 osoby, że nie dał rady ich obronić na pewno musiał w jakiś sposób go dotknąć. Nikt, nie może być aż tak bezduszny.
    Kocham końcówkę ! ( kocham też Teen Wolf, ale, że jak na razie jestem do tyłu to końcówkę zawdzięczam tylko tobie ).
    Chce więcej i na to więcej już nie mogę się doczekać :* !.. Chociaż początek szkoły już tak bardzo mnie nie cieszy :/
    Ściskam i życzę miłych wakacji ! :))
    Przy okazji zapraszam do siebie. Było by mi bardzo miło gdybyś wpadła i wyraziła swoją opinię. A nuż może Ci się spodoba ?
    http://fifty--days.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej dopiero dziś tu trafiłam i już przeczytałam. Proszę dodaj coś szybko! !!!

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są rzeczą bardzo inspirującą do dalszej pracy. Więc skoro tu już wszedłeś/weszłaś, to byłabym wdzięczna za choć jeden, krótki komentarz. I pamiętajcie:
~ Życie bez pasji zabija. ~